Podziwiam ludzi gór i ich ciche godzenie się z rzeczywistością. Majestat otaczającej przyrody oraz zestrojoną z warunkami małomówność. Jakby miały być wypowiadane tylko ważne słowa. Oszczędność ekspresji. Pewne rzeczy muszą być oczywiste same przez się. Bez słowa siadają do posiłków. Nie dyskutują na sporne tematy. Niewiele mówią w ogóle.
Twarde charaktery, jak skalne żleby, ukształtowane erozją doczesnej wędrówki.
Czy to dlatego, że człowiek czuje się tak niewielki wobec gór nabierają oni pokory? Ludzie mówią, że w górach jest się bliżej Boga. Uczucia i wzruszenia doznawane w pobliżu szczytów posiadają wymiar metafizyczny, nie można być wobec nich obojętnym, niezależnie od wyznawanej osobiście religii...
Fatum dwojga ludzi, jak w balecie „Giselle”, gdzie miłość wiejskiej dziewczyny do arystokraty przyniosła jej zgubę. Biedna, zbyt mocno uwierzyła w uczucie, jakim darzył ją szlachcic, udający wieśniaka, w jej rodzinnej miejscowości będący gościem...
Dzieło to podzielone jest na dwie części. W pierwszym akcie ten balet fantastyczny rozgrywa się na wsi, gdzie książę Albert przebrany w strój myśliwski uwodzi młodą kobietę, Giselle. Dramat rozgrywa się w momencie gdy przyjeżdżają książę Kurlandii wraz z córką Batyldą, a wieśniaczka odkrywa, że jej ukochany jest zaręczony z arystokratką. Scena gdy Giselle dowiaduje się o tym, że została oszukana jest okrutna, cała wieś obserwuje poniżenie i wstyd dziewczyny, jej żal, rozdzierane cierpieniem serce rozpaczliwie przeżywające ten cios. Dziewczyna umiera.
Wstyd, poniżenie, tragiczny los kobiety uwikłanej w romans i porzuconej, jej poniżona niewinność i czyste uczucia, są kanwą tego dramatu. Drugi akt rozgrywa się w niewidzialnym świecie wróżek, willid, nimf czy też strzyg, upiornic, umarłych z nieszczęśliwej miłości dziewcząt będących duchami, według legend napadającymi wędrowców. Metafizyka, inny świat, duchy, pokuta, rozpacz Alberta, taniec willid, ich królowa, wszystkie fantasmagoryczne elementy w tym utworze kreują magię tajemnicy.
Cielesna reakcja na potworny stres oraz niemożliwe do strawienia uczucie wstydu mogą wytworzyć nie tylko patologiczne i bolesne przeżywanie rzeczywistości, która staje się nie do zniesienia, ale być przyczyną urazu psychicznego, a nawet zawału serca czy udaru mózgu. Społeczny kontekst zdarzenia romansu, poniżenie wobec środowiska, niemożność dalszego funkcjonowania, niskie poczucie własnej wartości, własna klęska i dyshonor, kazały Giselle popełnić samobójstwo.
Zbierająca w lesie maliny młoda dziewczyna, kontempluje swoje naiwne i czyste uczucie do młodzieńca, który, jak jej się zdaje, chce się z nią ożenić. Przyjaźnią się i często widują, lecz ona nie wie, że dla niego jest tylko opcją.
I to wcale nie najlepszą, bo planuje inne, ważne rzeczy, wyjazd, karierę i życie z dala od rodzinnej wsi. Gdyby jednak się nie powiodło, to zawsze jest ONA. Plan B, a może nawet C. W dalszej perspektywie, karmiona przyjaznymi uczuciami, być może zaszczycona tym, że przystojny i wspaniały mężczyzna to z nią przyjaźni się, rozmawia, przychodzi do niej. Po prostu miła, młoda, zakochana istotka, świata nie widząca poza nim. Las i cicho śpiewana piosenka...
Świat mężczyzn, ich uczucia i ambicje, sięgają dalej niż osiadanie w wiejskiej rzeczywistości. Ich emocjami niekoniecznie władają dzierlatki. Nie jest to być może zbyt uczciwe wobec kreowanych w umysłach dziewczynek wizji księcia, jedynego, któremu chcą się oddać w całości. Miłość w ich oczach jest bardzo prostym uczuciem, ten albo żaden, a przecież uzależnienie od oksytocyny można zwalczyć, jest to hormon. Oczywiście, jeżeli wewnętrzne przekonania pozwalają odejść. Chwytają i zakotwiczają emocje, bez których nie wyobrażają sobie życia osoby w miłosnym transie...
Miłość potrafi być jak gangrena, pożerająca od środka umysłowość osoby uzależnionej od kochanka jak od heroiny, narkotyku czasem określanego jako „Lady” („Pani”). To uczucie jest wielką energią. Jego intencja może zmieniać rzeczywistość...
Dlaczego młody mężczyzna uległ tragicznemu wypadkowi? Co tak naprawdę się stało? To ogromna tajemnica, jaką skrywają leśne ostępy.
Okoliczności wypadku czy też celowego działania są skrywane. Efektem niezwykłego fatum mężczyzna został przykuty do wózka. Nie tylko nie może samodzielnie żyć, ale ma nawet problemy z mówieniem. Ruchy spastyczne ogarniają jego ciało, niegdyś piękne i sprawne jak u olimpijczyka, teraz wątłe i wyginane skurczami. Najbardziej ucierpiała głowa. Ogromna blizna po ranie w czaszce znaczy miejsce uderzenia. Twarz z wytrzeszczonym okiem przesuniętym w dół wygląda jak z powieści o Dzwonniku z Notre Damme, Quasimodo. Jedna ze źrenic stale rozszerzona, druga cały czas wielkości łebka od szpilki. Jednak wewnątrz tli się ogień życia, jest świadomy, a bełkotliwa mowa potrafi wyrazić wiele, od chęci na napoje czy jedzenie, aż po satysfakcję z programów telewizyjnych czy higieny osobistej, dokonywanej przez cierpliwą, kochającą dziewczynę. Teraz już połączeni, nie tylko emocjonalnymi więzami, ale także powinnością lub inaczej określoną jako zależność swoistym zrządzeniem losu, fatalnością, która nie pozwoliła oddalić się obiektowi uczuć...
Nadopiekuńczość wobec osób niepełnosprawnych jest rodzajem kompensacji wobec poczucia odrzucenia. Osoba taka jest przeświadczona, że tylko ona może się zająć swoim bliskim. Jako jedyna przyjaciółka, ta która została przy chorym, jest nie tylko uznana przez społeczeństwo za bohaterkę, ale także stanowi wygodną dla rodziny i darmową wyręką w ciężkiej i wymagającej pracy, często polegającej na niezbyt przyjemnych czynnościach osobistej higieny. Osoba taka ma poczucie misji, a w oczach ludzi wokół jej ranga urasta do niemal anielskich szczytów.
Najwięcej oksytocyny wydziela się podczas przytulania oraz gdy robimy coś dla innych, na przykład komplementujemy ich lub wyświadczamy przysługę. Koktajl z uczuć, jakich doświadcza opiekun jest silnym doznaniem.
Przez całe lata, dzień w dzień, najczulsza opiekunka trwa przy swoim przyjacielu jak niewolnica, nie bacząc na złośliwe uśmiechy ludzi wokół, niwecząc swe własne powodzenie, składając swoje przeznaczenie na ołtarzu namiętności przyprawiającej obserwatora o dreszcze. Pieszczoty, czułe słówka, poświęcane całe dnie na wspólne wycieczki, zaniedbywanie znajomych oraz przyjaciół, aby móc cieszyć się osobliwą i perwersyjną obsesją na punkcie drugiej osoby. Wyzyskiwana przez mężczyznę, który gdy jej nie ma w pobliżu, doznaje ataków histerii i krzyczy wniebogłosy, absolutnie związana rodzajem obowiązku lub uzależniona od wydzielanej jeszcze obficiej oksytocyny.
Dziewczynka z koszyczkiem malin w pewnej chwili zdaje sobie sprawę z tego, że być może nie gra głównej roli w życiu swego wybranka. Coś niesamowitego dzieje się z nią, zaczyna lepiej słyszeć wszystko wokół, widzi rzeczy, których nie ma, szepcze las, drzewa pochylają się, a przestrzeń zagina się wokół jej dziecinnego życzenia...
„Będzie ze mną albo z nikim”. „Jesteś mój, tylko mój”.
Niepowstrzymane słowa biegną jak modlitwa, być może jak klątwa, do miejsca gdzie staje się dramat wiążący dwie osoby w konflikcie tragicznym.
Tak działają prawa wszechświata, prawa przyciągania oraz pewne rodzaje sił sprzymierzonych z chaosem.
Nie ma odwrotu. Cios, może zderzenie z drzewem, wypadek. Stało się. Nieodwracalnie. Uszczerbek na zdrowiu jest nie do naprawienia. To koniec życia kierowanego ambicją. Od teraz mężczyzna będzie zaklasyfikowany jako niepełnosprawny. On, rasowy Teutończyk, zrodzony w sercu Bawarskiej krainy, pełen życia, jakby stworzony do wielkich czynów, zawsze w formie i w pełni sił witalnych dwudziestolatek, teraz zredukowany do bezwładu i zabiegów pielęgnacyjnych.
Niemi świadkowie są zgodni: ONA jest mu winna poddaństwo, choć sama odczuwa ten rodzaj wpływów jako wynik własnych rozmyślań...
Cierpliwe, uprzejme żądanie zadośćuczynienia, nieznoszące sprzeciwu, choć nienachalne, od teraz zawładnie jej umysłem po to, aby naciskać delikatnie i niezauważalnie dźwignie, prowadzące jej wewnętrzną logikę od bólu, poprzez poczucie winy i współczucie, aż do najwyższego rodzaju poświęcenia i ekstatycznego zawładnięcia życiem już teraz bezbronnego człowieka.
Otrzymała karmiczną drogę do spełnienia, a jej towarzysz, nadający sens jej życiu, podąża razem z nią. Protestuje tylko gdy jej nie ma w pobliżu. Ona przejęła funkcje życiowe jego organizmu, karmi go, przewija, koordynuje terapeutami oraz każdym aspektem jego bytowania. W zamian za przejęcie roli opiekunki, pseudo-żony, jedynej partnerki, kroczącej z nim na ścieżce życia...
Czy kiedykolwiek będzie mogła odrzucić tę odpowiedzialność za cudze życie i spełniać się na innych płaszczyznach? Czy los zna litość? Czy istnieją inne rozwiązania tragicznych konfliktów niż obopólny upadek? Jaki będzie ostateczny wyrok opatrzności?
Lisa Ober, "Still life".