piątek, 28 stycznia 2022

Nieład artystyczny. Bałagan, chaos i syf.

Francis Bacon studio artist's
Studio Francisa Bacona



Pablo Picasso in studio
                                             Pablo Picasso w swoim studio


 Artystom wiele się wybacza, zrzucając na karb artystycznej osobliwości i uwarunkowań często rzeczy, które z artyzmem nie mają nic wspólnego. Obiegowa opinia o tym, że artyści to bałaganiarze i każdy nieład jest twórczy bardzo źle wpływa na stosunek młodych osób do sprzątania, w ten sposób znajdują wymówkę do nierobienia porządków. 

Amerykańscy naukowcy z uniwersytetu w Minnesocie i Association for Psychological Science udowodnili w badaniach, że kreatywnemu działaniu sprzyja nieład, nieporządek na biurku. 
Dla niektórych „nieład” oznacza stosy karteczek oraz kilka drobiazgów, ołówki, przybory niedbale rzucone, lecz istnieją osobniki, które kolekcjonują w miejscu pracy kubki, talerze, resztki jedzenia, czasem to wszystko się lepi, śmierdzi i przyciąga owady. Taki nieład można określić bałaganem, a nawet brudem. Tłumaczenie, że jest to chaos twórczy jest nadużyciem. Psychologicznie jest to lenistwo, życiowa gnuśność, a nawet brak opanowania rzeczywistości, która przelewa się jak zdezorganizowane stosy śmieci na płaszczyznach stołów i na podłogach. 
Tak jak w pracowni malarza Francisa Bacona uwiecznionej na fotografiach, gdzie zgromadzone wszędzie przedmioty tworzą zwały, które sprawiają wrażenie zrośniętych klastrów skotłowanych szczątków, zaniedbanych niczym stajnia Augiasza. Efekt wieloletnich zaniedbań, niestety niemający żadnego związku z kreatywnym działaniem, będący raczej uboczną cechą osobowości, która zajęta ważną pracą nie zważa na otoczenie. 

Wystarczy spojrzeć na studio Pabla Picassa aby przekonać się, że panujący nad sobą i swoim światem artysta jest w stanie być o wiele bardziej skuteczny w zdobywaniu różnych pól dla swojej ekspresji. 
Bałagan może także świadczyć o chorobach, niemożności, słabości, dezorientacji, osobowości zdezorganizowanej, schizofrenii. Artysta od dawna w świadomości powszechnej pojawia się jako osoba nierozważna, niesumienna, lekko oddalona od rzeczywistości, zagubiona w świecie jednostka. Jednak przynależność do świata artystycznego nobilituje, sprawia, że czujemy się lepsi, ważniejsi, mamy poczucie sensu, wartości tego co stwarzamy. 
Artystyczne środowiska są często schronem dla zranionych i nadwrażliwych jednostek, które nie mogą sobie poradzić w życiu. Droga artystyczna to dla takich osób możliwość spełnienia się warunkująca byt i poczucie indywidualności. Dla nich przynależność artystyczna to rodzaj arteterapii. Tolerancja panująca wśród artystów obejmuje różne sfery. Na porządku dziennym są wielokrotne romanse, zdrady małżeńskie, jakby wolność twórcza nadawała wymiar bezkarności wobec nakazów i zakazów życia społecznego. 

Bycie artystą nobilituje, jest to postawa życiowa, gdzie Mistrz, Poeta, Kreator, ma do przekazania ludności ważne treści, jakby posłannictwo. To niezwykłe poczucie misji jest wśród ludności artystycznej częste, towarzyszy mu wyższość, górnolotność i supremacja w każdej dziedzinie. Artysta to w języku potocznym synonim kogoś, kto nie chce się wziąć do „uczciwej pracy”, a ludzie, którzy tak mówią jednocześnie myślą, że uczciwość polega na urabianiu sobie rąk po łokcie. 
Uczciwa praca to według prostych ludzi zarobek zdobyty w jakiś bardzo przykry i dołujący sposób, na przykład w kopalni, jako sprzątacz lub jakąkolwiek inną drogą przez mękę. W umysłach prostych ludzi klasizm przybiera formy deprecjonujące zajęcia artystyczne, na przykład malarstwo lub aktorstwo. Bycie artystą oznacza wyjście z tłumu, bycie oryginalnym, lepszym, a w rozumowaniu prostego człowieka jest to wyniosłość i zadzieranie nosa. „Normalna praca” „normalnych ludzi” to czynność, którą wykonuje się z przymusu przeżycia i zarabiania na utrzymanie, czasem tylko górnolotnie rozumiana jako obowiązek wobec społeczeństwa, wówczas można mówić o etosie pracy, na przykład robotnika w fabryce. Artystyczne życie, nadmiar wolnego czasu, gdzie nie odbija się karty w zakładzie, 8 godzin standardu, który notabene został ustalony na przełomie XIX i XX wieku przez związki zawodowe robotników, to rzecz nie tylko skrycie godna pozazdroszczenia, ale także moralnie podejrzana.