Pośród zakamarków biblioteki, między stertami książek i czasopism, w zaułkach korytarzy na całej wysokości wypełnionych woluminami, pędzę na moim białym koniku ze świetlistym mieczem w dłoni.
Walka paradygmatów, podczas której padają pokotem resztki marksistowskich schematów, nauka w służbie idei, precz, precz, mówię, zgiń!
Niech żyje czysta myśl, metafizyka!
Resztki porannych pytań zadanych bezdźwięcznie zawisły jak nieruchomy opar nad drzewkiem czereśniowym.
To tylko natura, nie bój się. Duszo! Oddychaj!
Czasem tylko zdarza się śmierć. Tyci skowyt z wnętrzności, łabędzi śpiew, biały, jak dźwięk G.
To część nauki, którą przyjęłam bardzo wcześnie, gdyż jak się okazuje, światem rządzi zasada przedszkolna.
Nie rozkażesz ptakom aby śpiewały. To dzieje się obok ciebie.
Wielka symfonia ciała spleciona z oddechem pustki. Przestrzeń istnieje po to, aby ją wypełniać.
Struna cienka jak pajęczyna utkana przez najlepszego z tkaczy.
Zanim wszystko oddasz rozkładowi, słuchaj...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz